Ja bym to widział tak - nakręcić podobny film o siedmiu pokoleniach muzyków rockowych, najlepiej ok. 2016 r. (wtedy jeszcze żyli wszyscy wymienieni poniżej).
Na start - Chuck Berry, rocznik 1926, pokolenie pionierów rock n' rolla ("Johnny B. Goode"!).
Potem - Dick Dale, rocznik 1937, pokolenie surf rocka (pamiętacie "Misirlou" z Pulp Fiction?).
Kolejny - Jimmy Page, rocznik 1944, pokolenie klasycznego rocka lat 60. i 70.
Później - Eddie Van Halen, rocznik 1955, pokolenie wymiataczy z lat 80.
Dalej - Mike McCready, rocznik 1966, pokolenie grunge'u (gitarzysta Pearl Jam).
Później - Dan Auerbach, rocznik 1979, czyli neogaraż (gitarzysta The Black Keys).
Na koniec - opcjonalnie - ktoś z King Gizzard and the Lizzard Wizard, rocznik mniej więcej 1990, współczesność (rock neopsychodeliczny).
Szkoda, że podobny film już nie powstanie.