It's no secret that the stars are falling from the sky

W 1976 roku nastoletni Larry Mullen Jr. wywiesił na szkolnej tablicy ogłoszeń informację: "perkusista poszukuje muzyków do zespołu". Kilkanaście lat później, mając na koncie sześć albumów
W 1976 roku nastoletni Larry Mullen Jr. wywiesił na szkolnej tablicy ogłoszeń informację: "perkusista poszukuje muzyków do zespołu". Kilkanaście lat później, mając na koncie sześć albumów studyjnych, jeden album koncertowy oraz miliony sprzedanych płyt, Irlandczycy dotarli na sam szczyt… a wszystko po to, by stanąć na skraju przepaści. Spoglądając w jej mrok, wznieśli się na wyżyny kreatywnych możliwości i stworzyli swoje opus magnum. Płyta ochrzczona została imieniem "Achtung Baby". Nie był to jednak łatwy proces i wiązał się on z koniecznością zarówno przearanżowania brzmienia, jak i zmiany wizerunku zespołu, który mierząc się z najpoważniejszym kryzysem w swojej historii, był zaledwie o krok od rozpadu.

Ogromny sukces związany z albumem "The Joshua Tree" narzucił na U2 piętno największego zespołu na świcie. Jak miało się okazać, z sukcesem wiązało się również niebezpieczeństwo. Nieprzychylna krytyka albumu "Rattle and Hum", któremu towarzyszyła premiera filmu pod tym samym tytułem, była tylko powierzchowną przesłanką kryzysu. Nie miał on jednak podłoża komercyjnego. Problem był znacznie bardziej złożony.

Lata 80. ukształtowały obraz U2 jako mesjańskiego stowarzyszenia, który pod szyldem białej flagi bierze na swoje wątłe barki trudne zadanie zbawienia świata. Choć motywowani najlepszymi intencjami, Larry, Adam, Edge i Bono byli w istocie tylko czterema zagubionymi w wielkim świecie showbiznesu, pełnymi niepewności ludźmi, którzy momentami zwyczajnie nie potrafili sprostać narzuconym na nich oczekiwaniom. Ogromny sukces finansowy z kolei nijak się miał do głoszonych przez zespół prawd o równości i sprzeciwu wobec niesprawiedliwości społecznej. Nagle okazało się, że muzycy znaleźli się w samym środku tego, z czym przez lata tak dzielnie walczyli. Zespół stanął twarzą w twarz ze swoją hipokryzją, z którą zmierzy się także na nowej płycie, co szczególne odzwierciedlenie będzie miało w utworze "Acrobat".

Na domiar złego, intencja muzyczno-filmowego przedsięwzięcia zatytułowanego "Rattle and Hum" została odebrana zgoła odmiennie, niż zakładano, czemu, swoją drogą, trudno się dziwić, gdyż popełniono w tym czasie kilka błędów wizerunkowych. Wykonywanie utworów Boba Dylana i Beatlesów połączone z występami u boku B.B. Kinga oraz wycieczką do domu Elvisa były dla krytyków wodą na młyn. Z lubością podsumowali U2 jako megalomański zespół o rozbujanym ego, który stawia się na równi z największymi. Nikogo nie interesował fakt, iż zafascynowani amerykańską muzyką Dublińczycy najzwyczajniej oddają hołd swoim inspiracjom. Od strony muzycznej "Rattle and Hum" była więcej niż poprawną płytą, która, w dodatku, znakomicie się sprzedała. Miała ona jednak jedną wadę - daleko było jej do wyjątkowości "The Joshua Tree" i to wystarczyło, by uznać ją za krok wstecz. Zaczęły padać pytania o sens dalszego istnienia zespołu i pojawiła się niepewność w związku z jego artystyczną tożsamością. Czarę goryczy dopełniła osobista sytuacja członków grupy. Małżeństwo The Edge'a było w rozsypce.

Nie jest jednak tajemnicą, że czasami trzeba wykonać krok wstecz, by móc pójść do przodu. W poszukiwaniu inspiracji i równowagi formacja wyruszyła do stolicy Niemiec. Upadek muru berlińskiego symbolizował zmianę, a właśnie jej w tym czasie potrzebowało U2. Zespół zdecydował się całkowicie odrzucić dotychczasowy wizerunek i przeobrazić się niejako w całkiem nowy twór, co, przy całym ryzyku, ostatecznie okazało się strzałem w dziesiątkę i być może najlepszym krokiem, na jaki w swojej karierze zdecydowało się U2. Poczucie humoru i autoironia miały posłużyć im dla własnej obrony. W wolnym tłumaczeniu: sądzicie, że uważamy się za gwiazdy rocka? - Dostaniecie je! Chcecie megalomanii? – Proszę bardzo! I tym razem już znacznie poważniej: chyba jednak nie zbawimy świata, ale spróbujemy zbawić samych siebie. Bono połączył części garderoby największych gwiazd muzyki rockowej, uzupełniając je o charakterystyczne okulary "muchy", stając się żywą, chodzącą karykaturą. Był to porażający, fascynujący kontrast względem mrocznej i najbardziej poważnej muzyki, jaka wyszła dotąd spod ręki U2. Od strony tekstowej, dotychczasowo dotykające ogółu problemy zawężone zostały do intymnego konfliktu pomiędzy dwojgiem ludzi. Diametralnie zmieniło się też brzmienie zespołu. Nie przypadkowo pierwszym singlem uczyniono "The Fly", czyli utwór ochrzczony przez samych muzyków jako "dźwięk czterech ludzi ścinających drzewo Jozuego". Industrialne, surowe i mocne brzmienie utworu wyraźnie kontrastowało z dotychczasowym stylem U2 i zwiastowało obranie przezeń całkiem nowego kierunku; fascynującej wędrówki w mrok.

Świadomość własnej hipokryzji i małości, upadek mitu o gwiazdach rocka – nadludziach, motyw zmiany, ból związany z rozpadającym się małżeństwem, dezorientujący natłok informacji ("watch more TV"), zarówno destruktywna jak i zbawienna siła miłości - towaru deficytowego… wszystkie te aspekty znalazły swoje odbicie na albumie "Achtung Baby", a to tylko niektóre składowe złożoności tego dzieła, będącego zdecydowanie najbardziej dojrzałym w dorobku U2.

Davis Guggenheim ("Będzie głośno") w swoim ostatnim filmie stara się przybliżyć nam zarówno proces powstawania nowego dzieła zespołu, jak i proces odbudowywania jego tożsamości i robi to całkiem wdzięcznie. Wywiady oraz materiały archiwalne zgrabnie urozmaicone są o uwspółcześnione wersje piosenek (usłyszymy m.in. fragmenty "So Cruel" czy "Who’s Gonna Ride Your Wild Horses"). W ramach prób do zbliżającego się festiwalu Glastonbury wybrzmią także dźwięki "The Fly". Rozczarowujące jest jednak to, że niektóre utwory zostały całkowicie pominięte. Jeśli któryś z sympatyków irlandzkiej grupy ostrzył sobie zęby na choćby kilka słów o tak wyjątkowych dziełach w dorobku U2 jak "Acrobat" czy "Ultraviolet", to srogo się rozczaruje. Rekompensatą będzie z pewnością poruszające, akustyczne wykonanie "Love is Blindness" z małą historią utworu w tle. The Edge po raz kolejny udowodnił, jak wszechstronnym jest muzykiem. Z kolei moment, w którym akordy z pierwotnej wersji "Mysterious Ways" zaczynają brzmieć dziwnie znajomo, niejednemu miłośnikowi U2 zjeży włosy na głowie. Zarejestrowana jest bowiem reakcja Bono, który także je rozpoznaje, by po chwili rozwiać nasze wątpliwości i oświadczyć, że owe akordy przekształciły się później w "One". To właśnie ten utwór wysuwa się na pierwszy plan w filmie Guggenheima i wokół niego zbudowana jest legenda odzyskania przez U2 artystycznej tożsamości i wewnętrznej równowagi.

"From the Sky Down" ma pewną zaletę, o której warto nadmienić. Historia powstawania "Achtung Baby" jest bowiem jedynie tłem do powiedzenia o grupie czegoś więcej. U2 to nie tylko jeden z największych i najważniejszych zespołów w historii. U2 to przede wszystkim czterech oddanych sobie przyjaciół, którzy spędzili wspólnie więcej niż całe dorosłe życie, którzy wspólnymi siłami przezwyciężyli niejeden kryzys i podejmowali artystyczne ryzyko, kilkukrotnie diametralnie zmieniając oblicze swojej muzyki. To nie tylko film o grupie, która przetrwała. To także film o przyjaźni, która trwa nieprzerwanie już kilkadziesiąt lat.

Wiele istotnych dla powstawania "Achtung Baby" aspektów zostało w dokumencie Guggenheima pominiętych lub potraktowanych zbyt szczątkowo (stąd pozwoliłem sobie uzupełnić recenzję o niektóre z nich, odbiegając nieco od samego filmu) i tylko kilku utworom poświęcono w nim należytą uwagę. Pomimo lekkiego niedosytu "From the Sky Down" pozostawia jednak pozytywne wrażenie i jest to rzecz zdecydowanie godna polecenia, zarówno każdemu miłośnikowi zespołu, jak i wszystkim tym, którzy zastanawiają się, na czym polega jego fenomen.

Stworzeniu "Achtung Baby" zawdzięczamy to, że wciąż tu jesteśmy, Bono.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones